Rozdział 1
Prolog
Potrząsam głową, nie chcę już dłużej
o niej myśleć i powracam do swojego wcześniejszego zajęcia. Zakładam nogi na
fotel i kładę brodę na kolanach. Mam otwarte okno, więc lekki, wczesnowiosenny
wiaterek mnie ochładza. Sąsiedzi z dołu coś gotują, coś włoskiego, bo pachnie sosem pomidorowym. Mam ochotę na makaron z takim sosem i bakłażanem, ale
chyba już za późno, a do tego pójście po produkty o tej godzinie, w tej okolicy, wymagałoby przebrania na „dresiarza”, albo kogoś z płci przeciwnej, kto by ze
mną poszedł, więc porzucam ten pomysł. Tata zapewne również nie robi czegoś
bardziej produktywnego niż ja, ale nie chce mi się schodzić na parter by to
sprawdzić. Zostawiłam mu kolację w lodówce, kiedy jeszcze był w pracy.
Podchodzę do okna by popatrzeć na
piękne latarnie lubelskiego Starego Miasta. One zawsze potrafią poprawić mi
humor. Diody w okrągłych kloszach migocą wesoło do każdego przechodnia. Opieram
łokcie o parapet i obserwuję ludzi. Właścicielka kawiarni z naprzeciwka zamyka
lokal i żwawym krokiem kieruje się w stronę Placu Litewskiego. Jak zwykle
punktualnie, właśnie wybiła 20. Dwójka nastolatków idących chwiejnym krokiem przykuwa
moją uwagę. Są parą widać to na pierwszy rzut oka, bo dziewczyna patrzy na
chłopaka z uwielbieniem godnym Zeusa. Upili się. Dość szybko jak na tę porę. Do czego
zmierza ten świat? Wzdycham. Nie lubię alkoholu, ma na mnie dość… zgubne
skutki. Ja nie byłam taka jak oni, nie potrafiłam korzystać z życia w ten
sposób, ale jak mogłabym to robić? Wciąż uwięziona w przestrzeni między
Londynem, a Lublinem. Żaden normalny chłopak nie chciałby kiedyś być ze mną w
dłuższym związku, ponieważ w wakacje wyjechałabym za granicę i nie mógłby się
ze mną wtedy spotykać. Z drugiej strony może i nie było to takie niemożliwe, ale czy było mi to do szczęścia potrzebne? Chyba nie. Kiedyś
wcale nie myślałam o wiązaniu się z innym człowiekiem, nie odczuwałam poczucia
pustki, gdyż nie poznałam uczucia bycia kochaną przez inną osobę niż mój tata. Jednak
teraz jest inaczej. Siedzenie samemu w domu nie jest już dla mnie przyjemne
chociaż jeszcze rok temu byłam prawdziwym introwertykiem, któremu wystarczyło
wygodne łóżko, kawa i komputer z załadowanym filmem, bądź serialem. Teraz wolałabym zadzwonić do Daniela,
wygadać mu się, powiedzieć o ciężkim dniu na uczelni, ale wiem że nie powinnam. Nie
chcę mu się aż tak narzucać. Nie mogę wyjść na nastolatkę, która zakochała się
po raz pierwszy, chociaż tak naprawdę, w głębi duszy nią jestem.
Jednakże mężczyzna mego życia
aktualnie siedzi sobie gdzieś ze swoim seksistowskim przyjacielem. Zapewne
oglądają mecz pijąc piwo, bądź wybrali się na męską imprezę. Nie mogę myśleć o
tym dłużej bo coraz bardziej nieprzyjemne wersje spędzania ich wieczoru
przychodzą mi do głowy. Wracam na mój ukochany miętowy fotel i zaczynam skakać po kanałach kablówki, zastanawiając się czy nie zadzwonić do Allie. Z rozmyślań
wyrywa mnie Jason Mraz zaczynający swą smutną balladę „How do I say goodbye, to
what we had…” – dzwonek spersonalizowany dla mojej współlokatorki. „Dzwoni: Sunny” Czego może chcieć ode
mnie Ania skoro wyszła zaledwie dwie godziny temu? To podejrzane. Na pewno nie
chce bym po nią przyjechała, jest jeszcze zbyt wcześnie. Podnoszę telefon i
odbieram połączenie wciąż uparcie naciskając guzik pilota kciukiem prawej
dłoni.
- Elisabeth, mogłabyś tu przyjechać? To pilna
sprawa. – mówi dziewczyna.
Jest zdenerwowana, normalnie nie
wypowiada mojego pełnego imienia, w dodatku jej lekko francuskie „r”
przerodziło się już w wyraźnie „l”.
- Coś się stało? – pytam przerażona.
Wyobrażam sobie wszystkie możliwe
wersje wypadków drogowych, które mogły się jej przydarzyć, gdy jechała do domu.
Następnie, co mogła zrobić z tymi dziećmi, a raczej co one same sobie zrobiły.
Może włączyły kuchenkę gazową i zaczęły przypalać sobie włosy? Albo wsadziły
coś do mikrofali
i wybuchła przy nich powodując rozległe oparzenia? Po tym, co mi o nich opowiadała, wiem że wszystkiego można się po nich spodziewać.
i wybuchła przy nich powodując rozległe oparzenia? Po tym, co mi o nich opowiadała, wiem że wszystkiego można się po nich spodziewać.
- To nie jest coś, co mogłabyś
zrozumieć…. – zawahała się, a jej głos zadrżał lekko. – Na pewno nie
uwierzyłabyś mi gdybym powiedziała ci to przez telefon. Musisz po prostu
przyjechać do tego mieszkania.
Nie wiem, co mam przez to rozumieć.
Przynajmniej wiem, że nie jest w szpitalu, ale mimo tego wstaję jak oparzona,
szukam kluczyków od samochodu, łapię za torebkę i pytam:
- Jaki to adres?
- Wyślę ci sms-em. – odpowiada szybko
dziewczyna i rozłącza się.
- Ale… Szlag. – klnę pod nosem
słysząc sygnały oznaczające koniec połączenia.
Wybiegam z mieszkania przekręcając
klucz w zamku, zbiegam jak najszybciej po klatce schodowej
i kieruję się ku mojemu Mini Morrisowi. Gdy wsiadam do samochodu, zauważam że większość świateł w mieszkaniach, które wynajmuje mój tata jest zapalonych oprócz jego samego. Zapewne siedzi jeszcze w kancelarii, z drugiej strony budynku. Ach co ja sobie myślę? Nie siedzi, ale leży. Na pewno zdążył już zasnąć przy stercie papierów na jego biurku.
i kieruję się ku mojemu Mini Morrisowi. Gdy wsiadam do samochodu, zauważam że większość świateł w mieszkaniach, które wynajmuje mój tata jest zapalonych oprócz jego samego. Zapewne siedzi jeszcze w kancelarii, z drugiej strony budynku. Ach co ja sobie myślę? Nie siedzi, ale leży. Na pewno zdążył już zasnąć przy stercie papierów na jego biurku.
Wyjeżdżam na ulicę i postanawiam, że
obudzę go gdy wrócę. Tylko… co się stanie w międzyczasie?
~~~
Hej, hej, hej :D Tu Soo Jin i oto jest pierwszy rozdzialik mojego... czegoś, co można zwać opowiadaniem. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i będziecie często odwiedzali mojego bloga.
Przeczytałeś, skomentuj, bo to mocno motywuje =^.^=